Bo w kryzysie trzeba trojga…

Kryzysowy zastój odczuwamy wszyscy. Być może nie jest u nas tak źle, jak gdzie indziej, to jednak obraz zielonej wyspy na czerwonym morzu recesji nie do końca wydaje się prawdziwy. Wiele branż po prostu musi przeżywać kryzys i ograniczać zatrudnienie, choćby dlatego, że nigdy nie skupiało swojej produkcji na rynku lokalnym. Nawet po ograniczeniu wytwórczości rynek lokalny może okazać się niewystarczający – bądźmy szczerzy ile procent Polaków kupuje fabrycznie nowe samochody w okresie prosperity? Niewielu, czego się zatem spodziewać, gdy wszyscy dookoła wieszczą kryzys? Dlatego też takie branże jak produkcja samochodów muszą przeżywać kryzys.

Jedyną pociechą pozostaje fakt, że ekonomia jak każda zdrowa nauka, musi działać w ramach ogólnoobowiązujących praw. W przypadku będzie to proste założenie, że każda akcja spotyka się z reakcją, czyli nasze swojskie „w przyrodzie nic nie ginie”.

Jeśli maleje sprzedaż i produkcja w obszarze fabrycznie nowych samochodów, to automatycznie rośnie obrót pojazdami używanymi oraz odpowiadający produkcji – obszar napraw. Dlatego też pomimo kryzysu takie branże jak blacharstwo czy lakiernictwo nie mogą narzekać na brak ofert. Klientów, którzy wykruszyli się z powodu kryzysu, zastąpili, ci którzy wcześniej prawdopodobnie kupiliby fabrycznie nowy pojazd.

Mówiąc inaczej. Praca jest, ale nie w fabryce, a w warsztacie. I tu pojawia się problem. Wiele osób chętnie podjęłoby się zawodu blacharza czy lakiernika, nawet jeśli zupełnie obce są im takie narzędzia jak szpachla czy agregaty malarskie. Pracodawców nie stać jednak na szkolenie zupełnych nowicjuszy. Mimo wszystko czasy są ciężkie, a zatrudnianie osoby bez umiejętności może grozić wypadnięciem z rynku.

Tym samym mamy paradoksalną sytuację, kiedy istnieje branża z wieloma niezagospodarowanymi miejscami pracy. Istnieje spora liczba chętnych do podjęcia zatrudnienia. I tylko nikt nie ma odwagi zaryzykować kosztów przebranżowienia. Naturalnym trzecim partnerem wydawałby się tutaj przemysł wytwórczy materiałów lakierniczych czy blacharskim, a zatem takie firmy jak Graco, Binks, Sata czy inne.

Niestety problem polega na tym, że praktycznie każda z nich posiada centralę usytuowaną w kraju znacznie bardziej dotkniętym kryzysem niż Polska i ostatnią rzeczą jaką gotowi są zaakceptować ich menedżerowie, jest jakikolwiek projekt inwestycyjny. Zwłaszcza jeśli i tak udaje się utrzymać pewien stały i niezakłócony poziom zysków,

Efekt jest taki, że jak zwykle sprawą najprawdopodobniej zajmie się państwo, a niestety szybkość interwencji nie należy do jego prymarnych cech.



Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Zobacz też:

  • Na mniejszych zleceniach -  Jak donoszą media, znaczny – jak na warunki lokalne – , gdyż opiewający na blisko 20 mln złotych, kontrakt na budowę krytej pływalni w Oław...
  • Kryzys w USA – jak można było do tego dopuścić? -  Prawdopodobnie wszyscy słyszeli o kryzysie kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych. Jenak jego skala przekroczyła już wszelkie oczekiwania....
  • Cateringowy pomysł na biznes -  Catering może być świetnym pomysłem na biznes - trzeba jednak spełnić szereg warunków, które są wymagane jeśli firma ma odnieść sukces. Tr...
  • Przepisy kulinarne -  Jeśli ktoś mówi, że potrafi gotować, a jego umiejętności kończą się na zalaniu wrzątkiem zupki w proszku, traktujemy jego słowa jako nie...
  • Forum turystyczne -  Niestety mimo wydanych pieniędzy, które oszczędzało się przez cały rok, nie zawsze jest się zadowolonym z wycieczki. Nawet jeśli planuje się ...
  • Serwis używa plików cookie, korzystanie z serwisu oznacza zgodę na korzystanie z plików cookie - Polityka Cookies i Prywatności