Jak donoszą serwisy prasowe ilość ofert pracy na polskim rynku wzrosła w minionym półroczu prawie trzykrotnie i powoli sytuacja zaczyna przypominać tę z tuż przed początkiem kryzysu. Taka pozytywna zmiana miała swój wpływ także na rynek nieruchomości, który jako pierwszy odczuł bolesne skutki światowej recesji. Innymi słowy rynek domów i mieszkań poczyna powoli odżywać.
Wszystko jednak wskazuje na to, że zaszły na nim pewne zmiany. O ile wciąż najdroższe są kawalerki, a najpopularniejsze (jako pierwsze własne M) mieszkania dwupokojowe, o tyle dużą różnice stanowi lokalizacja. Jeszcze do niedawna największą popularnością cieszyły się mieszkania dwupokojowe w głównych miastach wojewódzkich i metropoliach, obecnie coraz częściej kupujący wybierają nie mieszkanie w głównym mieście lub na jego suburbiach lecz w innym mniejszym, skąd zmuszeni są dojeżdżać (przykładem może być tutaj stosunek zakupów Bieruń/Tychy). Skąd ta zmiana? W efekcie recesji wiele osób straciło swoje miejsca zatrudnienia i zostało często z drogimi mieszkaniami w dużych miastach, gdzie koszta utrzymania w okresie poszukiwania pracy były spore, tym samym kolejni kupujący zdali sobie sprawę, że nie warto uzależniać miejsca zamieszkania od miejsca pracy, ponieważ ta ostatnia w naszych czasach bardzo rzadko okazuje się stała w dłuższej perspektywie czasowej. Jako pierwsze (i nie ostatnie) własne mieszkanie warto zatem kupić coś tańszego i wliczyć codzienny trud dojazdów do pracy, ponosząc w zamian mniejsze koszta, biorąc mniejsze zobowiązania wobec banków i żyjąc ze świadomością, że jest to rozwiązanie jedynie czasowe.
Stan ten jest o tyle korzystny, że mniejsze ceny mieszkań wymagają niższych kredytów, a te są łatwiejsze do otrzymania we wciąż ostrożnych bankach. Tym samym możemy liczyć na ożywienie sektora nieruchomości bez angażowania w niego równie astronomicznych i niebezpiecznych kwot, jak miało to miejsce w okresie przed recesją. Oczywiście sytuacja taka nie utrzyma się wiecznie, jednak na kilka najbliższych lat jest to dobra prognoza dla silnego, lecz nie szalonego ożywienia na polskim rynku.