Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale na rynku fitness wielu już nie da się wymyślić, a tym bardziej stworzyć żadnej „rewolucji z prawdziwego zdarzenia”, cóż być może w tradycyjnym rozumieniu tego rynku jest to nawet prawda, jednak… tam gdzie sama reklama nie da rady, tam szok, kontrowersja, celebryci i zaskakujący pomysł mogą wciąż jeszcze zdziałać wiele.
Dobrym przykładem może być tu przypadek Jeffa Costa – choreografa, instruktora fitness i striptizera, który zrealizował utopijną fantazję niejednego nastolatka, a do tego pokazał jak poprowadzić dobry marketing. Co takiego zrobił Costa? Otóż zdołał on przekonać tłumy kobiet, aby rozbierały się przed nim w takt muzyki (czyli mówiąc prościej wykonywały striptiz) i jeszcze do tego nie tylko były mu za to wszystko wdzięczne, ale też płaciły sporo pieniądze. W każdej głowie speca od marketingu rodzi się teraz prosta myśl „misison impossible”, a jednak i wcale nie było to trudne. Pan Costa po prostu nazwał striptiz ćwiczeniem fizycznym, wplótł parę układów z fitness i ogłosił, że taki „rozbierany aerobik” jest wspaniały ponieważ: pomaga dbać o zdrowie, pomaga oswoić się ze swoim ciałem, pomaga utrzymać wysoką sprawność fizyczną, pozwala zmienić charakter ćwiczącej, gdyż ta pozbywa się kompleksów, etc. Efekt? Już po mniej więcej miesiącu stałymi ćwiczącymi u Costy stały się liczne amerykańskie celebrytki z Lucy Liu na czele, a zwabione sensacją, dreszczykiem emocji i wielkimi nazwiskami tłumy chętnych do udziału w nowym „sporcie” kobiet zaczęły walić na „treningi” drzwiami i oknami. O czym świadczy ta historia? O tym, iż jeśli ma się dobry pomysł, sporo tupetu i potrafi naprawdę ładnie mówić o czymkolwiek, to sprzedać można wszystko, nawet to czego się nie posiada, trudno bowiem inaczej określić fakt, gdy kobieta płaci dorosłemu facetowi za to aby móc się przed nim rozbierać w rytm muzyki, przeplatając wszystko paroma ćwiczeniami z klasycznego aerobiku. I to jest właśnie siła reklamy.